Pułkownik Sopel – PROLOG

Sopel nie cierpiał cywilów w ministerstwie obrony. Największe zarazy średniowiecza nie wyrządziły więcej szkód zdrowej tkance społecznej, niż niemundurowi wyrządzają armii. Sam Majewski, wielokrotnie torpedując na spotkaniach w sztabie rozwiązania proponowane przez pułkownika był dla niego wrogiem cywilnym numer jeden.

Jakimś dziwnym trafem Majewski utrzymywał się w ministerstwie niezależnie od ekipy rządzącej. Ba, piął się nawet górę i dochrapał stanowiska podsekretarza stanu, a ostatnio wszyscy widzieli w nim przyszłego ministra. Wszyscy, w wyjątkiem pułkownika, który właśnie przypomniał sobie ich ostatnią ostrą wymianę zdań w sprawie rozwiązania kwestii ekologów blokujących budowę dróg, podczas której Majewski zmieszał z błotem wszystkie propozycje Sopela.

– Zaszła chyba pomyłka. Kuchenka sprawna – krótko uciął pułkownik.

– Wiem, wiem. Czasami mogą pomylić adresy na dyspozytorni. Proszę jednak dla pewności sprawdzić jeszcze palnik numer 3 – nie dawał za wygraną niedźwiedź.

Sopel mimowolnie zacisnął palce na szklance z „odłamkowym”, co było oznaką tak wielkiego wzburzenia, że każdy przeciętny i niewytrenowany organizm przypłaciłby to stanem nieodwracalnego rozstrojenia nerwowego. Szybko jednak opanował się na tyle, że wyjął z kieszeni telefon komórkowy i zgodnie z prośbą Majewskiego wybrał „trójkę”, numer pod którym zakodowane miał bezpośrednie połączenie do generała Koniczyny–Postawnego. Nie czekał długo, generał odebrał już po pierwszym sygnale.

– Zróbcie do dla ojczyzny i wpuście go – tak szybko jak odebrał, tak szybko również i zakończył rozmowę, a właściwie uciął swój monolog Koniczyna–Postawny.

Nie wiadomo czy była to prośba, czy też rozkaz. Nie miało to jednak większego znaczenia, gdyż pułkownik nigdy nie kwestionował słów generała, swojego bezpośredniego przełożonego i tak naprawdę jedynej osoby, której ufał. Tak było i tym razem. Chcąc, nie chcąc, Sopel dokończył więc drinka, po czym niechętnie, aczkolwiek automatycznie nacisnął przycisk domofonu odblokowujący drzwi.

– Przynajmniej sprawa wagi państwowej – pomyślał i w nadziei na nową misję, będącą kolejną odsłoną nieustającej walki miedzy silami dobra i zła, porządku i bezprawia oraz diety niskocholesterolowej i wysokotłuszczowej, nalał sobie „odłamkowego”.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Powieść, Teksty. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Jedna odpowiedź na „Pułkownik Sopel – PROLOG

  1. maugolek pisze:

    Brukselskie pochodzenie robota, a wlasciwie domniemanie, ze to Ruscy nie dziwia mnie w ogole, szczegolnie w swietle ostatnich doniesien wywiadu belgijskiego: http://euobserver.com/secret-ue/117553
    maugolek
    PS. to jest piekne:
    „Te trzy proste słowa były dla Sopela bardziej napełnione znaczeniem niż „Finnegan’s Wake” Joyce’a. „Trudna sytuacja” to nie tylko określenie, ale to także dżungla zaduszona napalmem, płonące chaty, 1000 Volt podłączane do ciała, skolopendry łażące po sparaliżowanych rękach, czy wreszcie smak skóry żołnierskiego paska w wywarze z szarańczy.”

Dodaj komentarz