Pułkownik Sopel – PROLOG

Sopel nigdy nie pozwalał sobie na żadną prowizorkę. Wiedział, że doskonale rozpoznanie przeciwnika stanowi połowę sukcesu. Dlatego też zapisał się nawet na seminarium do wybitnego krakowskiego ornitologa profesora UJ Antoniego Rajewskiego. To właśnie dzięki długim rozmowom z profesorem, w trakcie których Rajewski wyjaśniał nie tylko zwyczaje gołębi, ale także ich wewnętrzną budowę, Sopel zdecydował się na użycie naboju starego typu 7N1 kaliber 7,62 mm, zamiast nowszego 7N14 jak wstępnie planował. Był za tę pomoc profesorowi niezmiernie wdzięczny i nawet obiecał sobie wysłać mu kartkę z życzeniami przy najbliższej nadarzającej się okazji.

Pułkownik spojrzał przez lornetkę na gałąź L-5.

– Wszystko zgodnie z planem – wykrzywił usta w typowym dla siebie, a śmiertelnym dla jego wrogów, uśmiechu.

Obiekt „137” siedział już na gałęzi, co jakiś czas rozglądając się bacznie dokoła. Od czasu do czasu poprawiał równowagę, gdyż wiało trochę mocniej niż ostatnimi dniami.

– Trzeba chyba przyjąć większą poprawkę na wiatr – pomyślał pułkownik odkładając lornetkę.

SWD Dragunow był bronią wręcz legendarną. Koncepcja opracowana przez radzieckich konstruktorów w pierwszej połowie lat sześćdziesiątych dwudziestego wieku zyskała wśród karabinów snajperskich popularność niemal dorównującą popularności AK47. Sopel zetknął się z nią po raz pierwszy w Wietnamie, walcząc przeciwko oddziałom sowieckim. Mimo, że zawsze wierny Ojczyźnie i NATO, to Sopel pozostawał też w pełni profesjonalistą i nie odrzucał tylko ze względów ideologicznych skądinąd udanych przecież konstrukcji wroga. Jego sercu szczególnie bliska była opracowana niedawno i przeznaczona dla jednostek specjalnych wersja SWDS, której chętnie używał zarówno do celów prywatnych, jak i ściśle tajnych.

Pułkownik fachowo ujął karabin w ręce i ustawił się w optymalnej pozycji przy oknie. Celując przez szczelinę między firankami, szybko odszukał z pomocą celownika optycznego gałąź L-5. „137”wciąż tkwił na swoim miejscu. Pułkownik nie dociekał czy obiekt zrobił już to co zwykł czynić, czy też dopiero się do tego przygotowywał. Szacując, że prędkość wylotowa pocisku wynosi około 830 metrów na sekundę, a dystans dzielący go od „137” to tylko nieco ponad sto metrów, Sopel radował się w duchu, że w czasie krótszym niż ćwierć sekundy od oddania strzału będzie po tak zwanym „problemie”.

Niestety, wiatr przybrał na sile i pułkownik zmuszony był czekać, aż falujące gałęzie odsłonią obiekt „137” na tyle, aż będzie możliwe oddanie celnego strzału. Nie zrażało go to jednak. Nie tylko dlatego, że był do tego przyzwyczajony, ale również dlatego, że nawet lubił to uczucie lekkiej niepewności, zbliżone do ekscytacji dziecka oczekującego na prezenty świąteczne. Czekając niemalże bez ruchu na dogodny moment do strzału Sopel zagłębił się w rozmyślaniach. Od pewnego czasu nurtowała go nieodpowiedzialna polityka rządu.

– Cywile potrafią wszystko spieprzyć. Nie mają za grosz porządku i dyscypliny – przygryzł lekko wargę, zastanawiając się jednocześnie czy też może mały przewrót wojskowy, nie byłby dobrym remedium na postępujący obecnie rozkład gospodarczo–moralny społeczeństwa.

– Jak szczepionka. Ukłuje, trochę poboli, ale w dłuższej perspektywie to przecież gwarancja zdrowia całego organizmu.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Powieść, Teksty. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Jedna odpowiedź na „Pułkownik Sopel – PROLOG

  1. maugolek pisze:

    Brukselskie pochodzenie robota, a wlasciwie domniemanie, ze to Ruscy nie dziwia mnie w ogole, szczegolnie w swietle ostatnich doniesien wywiadu belgijskiego: http://euobserver.com/secret-ue/117553
    maugolek
    PS. to jest piekne:
    „Te trzy proste słowa były dla Sopela bardziej napełnione znaczeniem niż „Finnegan’s Wake” Joyce’a. „Trudna sytuacja” to nie tylko określenie, ale to także dżungla zaduszona napalmem, płonące chaty, 1000 Volt podłączane do ciała, skolopendry łażące po sparaliżowanych rękach, czy wreszcie smak skóry żołnierskiego paska w wywarze z szarańczy.”

Dodaj komentarz